Prolog...
Właśnie zabiłam człowieka czarną magią. Poczuła mdłości i oparła się o ścianę. Wiedziała, że oddycha za szybko, ale nie potrafiła nic na to poradzić. Jakieś ręce podtrzymały ją,zapobiegając upadkowi.
- Soneo - usłyszała głos - weź głęboki oddech. Zatrzymaj powietrze.I wypuść. Akkarin. Spróbowała zrobić tak, jak kazał. Potrzebowała kilku prób.Wyciągnął skądś chustkę i wytarł jej dłoń.
- Nieprzyjemne, co? - Pokręciła głową. - I dobrze.Potrząsała dalej głową. W jej umyśle krążyły sprzeczne myśli.Ona by mnie zabiła, gdybym nie zrobiła tego pierwsza. Zabiłaby innych. Dlaczego tak fatalnie się z tym czuję?Może dlatego, że to trochę upodabnia mnie do nich.Co jeśli nie będzie szpiegów do zabijania, co jeśli Takan nie wystarczy i będę musiała poszukać innych sposobów, żeby się wzmocnić do walki z Ichanimi? Czy zacznę krążyć po ulicach, zabijać przypadkowych rzezimieszków czy rabusiów? Czy posłużę się
argumentem o obronie Kyralii, żeby usprawiedliwić zabijanie niewinnych? Pokręciła głową, usiłując strząsnąć ten oszałamiający nawał uczuć.Nigdy dotąd nie miała tylu wątpliwości.
- Spójrz na mnie, Soneo.
Obróciła się. Niechętnie popatrzyła mu prosto w oczy. Wyciągnął rękę i poczuła, że delikatnie wyjmuje coś z jej włosów. Na ziemię upadł kawałek tkaniny.
- To niełatwa decyzja, ale ty ją podjęłaś - powiedział. - Nauczysz się bardziej ufać samej sobie. - Podniósł wzrok. Spojrzała również w górę i ujrzała w wyrwie w suficie księżyc w pełni. Oko, pomyślała. Otwarte. Albo pozwoliło mi to uczynić, ponieważ nie było to złe, albo też pogrążę się w obłędzie. Nie wierzę przecież w głupie zabobony, upomniała samą siebie.
- Musimy się stąd zbierać - odezwał się Akkarin. - Złodzieje zajmą się ciałem. Potaknęła. Kiedy Akkarin się podniósł, przejechała ręką po włosach, żeby je wygładzić. Skóra zaswędziała ją lekko w miejscu, gdzie jej
dotknął.
Rozdział I Nowy początek
Wstała i ze spuszczoną głową ruszyła za nim, wciąż będąc w szoku nie zauważyła kiedy się zatrzymał i wpadła na jego plecy.Gdy uświadomiła sobie,że postać przed nią stoi nieruchomo, poczuła dziwne uczucie niepokoju ściskające ją za serce.
-Wielki Mistrzu?
Przedłużająca się cisza sprawiła, że spojrzała raz jeszcze na martwe ciało Sachakanki i poczuła zimny dreszcz przechodzący jej po plecach. Nie, nie zostanę tu ani minuty dłużej! Szybko przeszła obok Akkarina i spojrzała mu prosto w oczy. Jedak jego wzrok znajdował się daleko poza pomieszczeniem w którym przebywali. Przyjrzała się jego twarzy i ogarnęła ją dziwna fala ciepła. Niespodziewanie mężczyzna wbił w nią wzrok i władczym tonem powiedział:
-Idź do ciotki. Jak najszybciej się tam dostań. Jeśli ktoś by pytał to byłaś już tam od kilku godzin za moim pozwoleniem. Powiedz ciotce żeby również tak mówiła. Przekonaj ją jakoś do tego. Siedź tam dopóki ktoś po Ciebie nie przyjdzie. Nie ma czasu, później wyjaśnię.
Po tych słowa wybieg z pomieszczenia zostawiając Soneę samą z głową pełną pytań i sercem pełnym strachu. Coś go bardzo zdenerwowało. Jeszcze nie widziała, żeby okazywał zdenerwowanie bądź wypowiadał słowa tak szybko. Coś się stało. Coś ważnego. Zostawił mnie tu, bez słowa wyjaśnienia. Na pewno miał ważny powód. A może? A może żałuje, że tak to się potoczyło a ja.. ja zabiłam człowieka. Może oko już nałożyło na mnie jakąś klątwę?Weź się w garść! Musisz odejść z tego miejsca jak najprędzej, jak najdalej.
Cery nie mógł uwierzyć w to co widział przed kilkoma minutami. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że jakaś siła podtrzymuje go w powietrzu.
'-Nie zamierzasz mi podziękować?
Spuścił wzrok. Siedzieli na nietkniętym kawałku dachu. Szczyt dziury wydawał się niezłym miejscem do obserwowania walki. Dach wykonano z kawałków drewna i okruchów połamanych kafli, co pozostawiało mnóstwo otworów. Dopóki siedzieli tak, by obciążać głównie belki, byli bezpieczni.Niestety ani Cery’emu, ani Savarze nie przyszło na myśl, że walczący rozwalą ich wygodną grzędę.Kiedy dach się zawalił, coś powstrzymało Cery’ego od upadku.Zanim pojął, jak to możliwe, że oboje z Savarą unoszą się w powietrzu,przenieśli się na nienaruszony kawałek, znikając z oczu walczącym.'
-Świetnie, czy zamierzałaś mi powiedzieć kim jesteś?
- Kiedyś na pewno. Ale nie było to konieczne. Im mniej wiedziałeś tym lepiej..
- W sumie teraz to i tak nie ważne...
Cery spojrzał w dół gdzie jeszcze przed chwilą stała Sonea. Jak on mógł ją tu przyprowadzić? Jak mógł jej kazać zrobić coś takiego...!? Przed oczami stanął mu obraz przyjaciółki wbijającej wielką drzazgę w kark Sachakańskiej kobiety. Na jej twarzy malowała się determinacja. W jej ruchach nie było nie pewności. Przez moment poczuł się tak jak by jej nie znał, jakby patrzył na kogoś obcego. Jednak później widział w jej oczach strach, a on ją tak po prostu tu zostawił! Do tego kazał jej kłamać! Jak mógł ja tak potraktować. Cery poczuł jak wzbiera w nim gniew.
- Twoje myśli krążą wokół tej dziewczyny prawda?
To pytanie wyrwało go z letargu. Dopiero teraz poczuł, że na chwilę przestał oddychać. Spojrzał na nią obojętnym wzrokiem.
- Oczywiście, to moja przyjaciółka. Wiedziałaś o tym tak? O tym też nie miałaś mi mówić?
Jego głos przybrał bardziej oziębły ton niż zamierzał, jej twarz wykrzywił grymas, którego nie umiał określić, jednak dziwne wyrzuty sumienia chwyciły go za serce więc dodał dużo łagodniejszym tonem:
-Czy Ty byś nie martwiła się o swoich przyjaciół?
- Oczywiście, że tak, dlatego tu jestem. Jednak to nie jest tylko przyjaciółka. Prawda?
Złodziej nie spodziewał się takiego pytania. Owszem czuł coś do Sonei, jednak gdy wstąpiła do Gildii to uczucie powoli nikło. Ale w rzeczywistości nigdy nie znikło do końca. Aż do tej chwili.Jej wzrok...gdy się do niej zbliżył i wyciągnął coś z jej włosów, był taki... Nigdy nie widział u niej takiego wzroku, ale miał wrażenie, że wcześniej to on darzył ją takim spojrzeniem. Nagle ogarnął go niezrozumiały smutek. Przecież, nie powinien o tym myśleć, Sonea nigdy nie dała mu do zrozumienia, że jest dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Nie miał ochoty już o tym rozmyślać.
- To tylko młodzieńcze zakochanie - oznajmił Savarze. - Od dawna wiem, że ona nie jest dla mnie.
- Wcale nie - odpowiedziała, a dach zatrzeszczał, kiedy zmieniła pozycję. - Dowiedziałeś się tego dopiero dzisiaj.
Obrócił się ku niej.
- Jak możesz...
Ku jego zdumieniu zbliżyła się do niego. Kiedy spojrzał jej prosto w oczy, położyła mu rękę na karku, nachyliła się i pocałowała go.Miała ciepłe i twarde wargi. Poczuł zalewającą go falę gorąca. Wysunął rękę, żeby ją przyciągnąć do siebie, ale belka, na której siedział, obsunęła się nieco i stracił równowagę. Ich usta rozstały się, kiedy Cery przechylił się do tyłu.Coś go zatrzymało. Rozpoznał dotknięcie magii. Savara uśmiechnęła się łobuzersko, wychyliła się do przodu i złapała go za koszulę. Położyła drugą rękę na dachu i pociągnęła Cery’ego, tak że przewrócił się na nią. Belki zatrzeszczały niepokojąco, kiedy przetaczali
się w bezpieczniejszą okolicę. Gdy się zatrzymali, Savara leżała na nim. Uśmiechała się - tym zapierającym dech zmysłowym uśmiechem, który za każdym razem sprawiał, że Cery’emu przyspieszał puls.
- Hmmm - powiedział. - Całkiem miło.
Roześmiała się cicho i nachyliła, żeby go pocałować. Wahał się jedynie przez chwilę, gdyż jakaś myśl niczym ostrzegawcze przeczucie pojawiła się na obrzeżu jego umysłu.Od momentu kiedy Sonea odkryła swoją moc, należała już do innego świata. Savara też posiada talent magiczny. I już należy do innego świata...
Ale w tej jednej chwili mało go to obchodziło.
Mała kobieca postać w czarnym płaszczu biegła przez wąskie i kręte uliczki. Miała wrażenie, że księżyc, wielkie oko obserwuje każdy jej ruch. Próbowała ignorować zapomniany już przez siebie zapach Slumsów. Zniszczone budynki , ludzie kryjący się w zaułkach.. wszystko to sprawiało, że wracały nie miłe wspomnienia. Czy aż tak już przywykła do wygód oferowanych przez Gildię? Nie mogła przestać myśleć nad powodem dla którego Akkarin tak się zachował. Wysłał ją tu samą, pośród morderców i gwałcicieli czekających w mroku. Trzy lata temu nigdy nie odważyła by się iść nocą sama choćby nawet bez noża. Ale teraz przecież nie była bezbronna. Miała magię,choć przez tą samą magię znalazła się w tym miejscu i sytuacji. Cichy szmer przywrócił jej myśli z powrotem na ziemię. Obejrzała się za siebie a gdy nie zauważyła nikogo wzmocniła swoją tarczę i pobiegła szybciej. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się obok budynku w którym mieszkało jej wujostwo. Co mam zrobić? Co powiem Jonie? Jest już dość późno, na pewno zauważy, że coś się stało. Przestań! Musisz zrobić to co kazał Wielki Mistrz! Jej myśli na nowo wróciły do Akkarina i tego co się wydarzyło. Tego, że zostawił ją samą, kazał samej włóczyć się po Slumsach. Lepiej żeby miał dobry powód! Złość, która pojawiła się znikąd sprawiła, że zniknęły wszystkie wątpliwości.
-Jak on śmiał! Mam nadzieje, że chociaż mnie za to przeprosi. Ohh co ja sobie myślę, przecież to Wielki Mistrz... nie musi przepraszać nikogo chyba, że samego króla. Hmm, świetnie już zaczynam wariować i rozmawiam ze samą sobą.
Po ty słowach, spróbowała przybrać jak najbardziej obojętny wyraz twarzy na jaki było ją w tej chwili stać i cicho zapukała. Dopiero po dłuższej chwili drzwi lekko uchyliły się.
-Sonea? Dziecko co ty tu robisz o tej porze!?
-Witaj ciociu mogę wejść?
i koniec :3 wiem, że to masakra i talentu pisarskiego brak. do tego w sumie jak na razie nie dodałam nic ciekawego ;( ale mam nadzieje, że miło się czytało :)
-Ależ proszę bardzo. Kochanie stało się coś?
Zbyt duzo myśli kotłowało się jej w głowie. Sama świdomośc tego, że musi ciotkę okłamać nie pomagała. Jednak wiedziała, iz są ważniejsze sprawy niż jej sumienie i poczucie winy.
-Widzisz ciociu... yhhm .. poczułam się winna, że tak żadko Was odwiedzam. Przez ciągłe egzaminy i naukę starsznie Was zaniedbałam więc wymknełam się z Gildii aby sprawdzić co u Was słychać.
Jest! Lepszego kłamstwa wymyślić nie mogła. Wiedziała jednak, że łamał się jej i głos i miałą nadzieje, że Jona odbierze to jako strach przed konsekwencjami swojego nieposłuszeństwa.
Ciotka spojrzała na nią z politowaniem i zaprosiła do kuchni.
- My wszytsko rozumiemy Soneo, też za Tobą tęsknimy, ale jeśli masz łamać zasady aby się z nami zobaczyć.. kobieta zamilkła i przez chwilę zastanawiała się ubrac swoje myśli w słowa
- nie musisz łamać zasad, jeśli masz duzo nauki rozumiemy i poczekamy na koniec egazminów.
Sonei zmięło serce, biedna Jona, teraz przez nią będzie mieć wyrzuty sumienia, że są powodem jej subordynacji. Wstała i czym prędzeć uścisneła ciotkę. Tego jej brakowało. Ciepła i rodzinnej miłości. To pomogło jej odpędzieć myśli od nieprzyjmenych zdanień tego dnia.Nie wiedziała kiedy mineła godzina i niespodziewanie ktoś zapukał do dzrwi. Serce Sonei staneło na moment.
- A jeśli to magowie z gildii? Albo jakiś szpieg? Co ona sobie myślała przychodząc tutaj? a bezpievzeństwo jej rodziny?
-Widzę, że to dzień niezapowiedzianych i niespodziewanych wizyt. Ciotka uśmiechneła się do niej i poszła otworzyć drzwi.
Przyjemne uczucie ulgi nawiedziało dziewczynę gdy usłyszała głos takana.
-Witam czy zastałem panienkę Sonę?
-Ależ oczywiście. Sonea! ktos do ciebie
-Już idę,
-Panienko pan się o panią niepokoi i kazał przekaż ze wyciągnie konsekwecje z pani nieodpowedzialnego zachowania.
Sonea zrobiła najdmiutniejszą minę na jaką było ją stać i po,żegnała się z wujostwem.
- Ahh cicociu! gdby ktoś pytał powiedz proszę, że byłam u Ciebie przez kilka godzin. Odwiedzałam również innych i nie chciałabym abym i za to miała karę.
Nie wiedzieć czemu w drodze do Gildii zaczeła się śmiać.
- panienko wszytsko w porzadku?
- tak tak oczywiście. Zaczeła się zastanawiać jakies to konsekwecjie wyciągnie od niej Akkrain za uraotwanie mu życia.
Gdy [przekroczyli próg rezydencji ogarnęło ją straszne zmęczenie. Ciekowośc jednak wzieła górę i postanowiła się połozyć dopiero po rozmowie z Akkarinem.
-Gdzie jest Wielki Mistrz?
-Pan już spi wieć i ty Panienko idz odpocząc.
No nie! Zostawiuł ją, mili porozawiać a teraz nawet na nia nie zaczekał? złi i rozgoryczona poszła na piętro i z premedytacją trzasneła drzwiami tak aby usłyszał co o tym wsyztskim mysli.
No ładnie co ja wybrawiam? jeszcze Akkarin pomysli ze powierzył swój sekret niedojrzałeś nowicjuszce. z zrezygnowaniem przebrała się w koszulę i położyła. Jednak sen nie chciał nadejsc. Po kilku nieudanych próbach zmiany pozycji stwierdziała ze pójdzie posiedziec w kuchni. Wiedziała, iż Mistrz i takan spią wiec postanowiła sie nie przebierac. Po cicutku wymkęła się z pokju i naciszej jak potrafiła zeszła po schodach. Dopiero w kuchni rozpaliła małą kulę siwetlną i zaparzyła sobie raki. Nie miała pojęcia ile czasu minełi gdy w pewnym momecie oparła głowę o ramię i usneła. Sniło jej się, że unosi się nad ziemią a poczucie ciepła i bezpieczeństwa sprawiały ze był to najlepszy sen w jej życiu. Rano obudziła ją pókanie do drzwi. Nie zdązyła odpwoedzieć gdy drzwi otworzył się a do pokoju weszła sluzoaca z tacą.
-Dzień dobry panienko
0 dzien dobry violu która godzina?
-zostaało 20 minut do rozpoczecie pierwszych zajęć.
-Co!? juz tak późno?
-Pokałam wcześniej, ale Panienka nie odpowiedała.
- dziękuje Violu. Mogę zostać sama?
-Ależ oczywiście.
Gdy słuząca wyszła Sonea czy prędzej zrzuciła się z siebie koszulę i ubrała szaty. A niech to pomy,śląła, teraz juz na pewno nie zdązę do łazin. W pospichu otworzyła dzrwi i wybiegła z pokoju. po kilkju korkach wpadła na coś twarego.
-aułl jękneła. i dobiero po chwile zdala sobie sprawę, że wpadł na akkarina.
-yy Wielki mistrzu. ukłoniła się nie dbale i już chciała go wyprzedzieć gdy zagrodził jej drogę reką
-dziś nie masz zajęc. poweidziałem wsyztskim ze musze z toba porozmawiac i ukarac cie za nieposłuszeństwo.
Zbita z tropu wpatrywała się w nieodgadnioną czerń jego oczu i pojawiający się charakterystyczny półpółuśmiech.
Rozdział III
gdy zeszli do salonu Akkarin nalał sobie ciemnego anurem i zajął swoje standardowe miejsce. Sonea w ciszy podązyła za nim i zajęła miejsc na przeciwko. Po kilki minutach grobowej cichy nie wytrzymała, Założyła ręce na piersi w wyczekującym geście i spojrzała mu prostui w oczy. Szybko tego pożłowała i odwrócia wzrok nie mogac znięśc chłodu bijącego mu z oczu.
- Wczoraj zamordowano mistrza jolena wraz z całą jego rodzina.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy nie mogac zrozumien słów ktróe powoli do niej docierały
-Zabiłą ich kobieta o kórj juuz raczej nie chcesz myslec. Stąd ten pierscien u niej. Na domiar złego znaleziono kawałek mojej szaty u mistrza jolena i pojawił sie swiadek ltóry twierdzi ze widział postac wychodząca z jego domu w moich szatach.
Dziewczyna zerwała się z miejsca i słowa uwiezły jej w gardle. Po chwili opanowała oddech na tyle by chicho zapytac
-czy oni wiedzą?
- nie. Zdazylem w ostatniej chwili. Starszyzna zwola zebranie i wyslala poslanca po mnie.
A wiec to dlatego tak sie spieszyl pomyslala. Akkarin nie spuszczajac z niejnwztoku kontynuowal.
- gdyby nie kraway oierscienn lorena nie zdazylm bym na czas. Zarzadalo przeszukania rezydenjci wiec nie mialem innego wyjscia. I tu wszystko sprowadza sie do Ciebie. Gdybna jego twarzy znow pojawil sie polusmiech nie wiedzac czemu Sonea zarumienila sie i pouczula dziwne cieblo promieniujace z okolic brzucha. Zmieszana usiadla i spuscila wzrok czekajac na wyjasnienia.
- przeszukali cala rzydencje wiec i twojnpokoj.
Jej zrenide rozserzyly sie niebezpiecznie. O nie! Ksiegi w jej pokoju!
Wielki mistrz widzac jej strach upil lyk wina i jakny cztajacbjej w myslach powiedzial
- nie nie znalezli ich. Gdy wyszedl na sootkanie kazalem takaniwi wszytsko dobrze sprawdzic.
Odetchnelanz ulga i zarumniela sie jeszcze bardziej. Przez nia ich sekret mog sie wydac. Co musial spbie o niej myslec Akkarin? Na pewno to ze jego nowicjuszkanjest po prostunglupia.
- ksiag nie znalezli ale rowniez brakowalo ciebie.
Musialem im mdlugo wykasniac iz wiem ze sie wymknelas i jestes u rodziny i ze poslalem po ciebie takana. jednak pojawily sie glosy ze nie ootrafie sie zajac swoja nowicjuszka. Gdy wypowiadal te slowa widziala na jego twarzy grymas i cos na kdztalt zdenerwowamoa.
- takze za swoja niesubordynacje polowe swoich zajec bedzieszmiala ze mna tu w rezydencji. Gdy skonczyl mowoic oproznil do konca kieliszek i czekal. Tego sie nie spodziewal. Nagle na jej twarzy wyszedl szeroki usmiech. Patrzyk na nia z zaciekawieniem i. to miala byc kara? Bedzie miala wiecej swobody niz na lekcjach z innymi i moze nauczy sie czegos ciekawego do tego nie wiedziala czemu ale czula wielkie podekcytiwanie na wiesc ze bedzie spedzac z akkarienm wiecej czasu.
- tak jest wielki mistrzu. Mialo to zabrzmiec powaznie jednak nie wyszlo.
- nie wiem co cie tak smieszy, ale wczoraj bylismy bardzo lisko wykrycia. Na chwile obecna nie mamy informacji o jakich kolwiek szpiegach wiec ten temat uwazam dla ciebie za zamkniety. Nie kozemy sobie pozwolic na wykrycue wiec zadnej czarnej magii. Bede cie nauczal wylacznie sztuk wojjenych i wydaje mi sie ze wcake nie bedzie ci do smiechu.
Czulanirytacje w jego glosie i usmiech szybko zniknal z jej twarzy. Poczula wzbierajacy w niej gniew.
- temat zamkniety? A co jesli pojawia sie innyi? Teraz orzestalam sie liczyc? A moze nigdy sie nie liczylam?niebchciala krzyczec ale jego slowa zabolaly. Wiedziala ze jest jego nowicjuszka ale mimo tego myslalam ze polaczyla ich oewna wiez, wiez tajemnicy i sa w pewnym rodzaju wspolnikami. A teaz okazalo sie ze byla balastem ktory trzeba odczepic gdy sytuacja robi sie nie wygodna.
- nie tym tonem. Jego glos stal sie a spohrzenie swidrujace ja na wylot. Caly gniew wyplynal z niej a na jego miejscu znalazl sie strach.
- przeoraszam wielki mistrzu.wycedzila przez zeby i po tych slowach wrocila do swojego pokoju, i tak nic wiecej nie byla w stanie z siebie wydusic.
Rozdzial
Nie chcial jej tak oschle potraktowac ale nienmial wyboru. Widzial w jej oczach zal i wiedzial ze ja urazil. Mimo tego gdybna sootkanie garrake stwierdzil ze nie radzi sobie ze swoja nowicjuszka nie spodzoewal sie ze jegp slowa uznaja takie poparcie. Musial sie ostro kontrlowacaby nie poweidziec o jedno lsowo za duzo. Wiedzial ze taka sytuacja prowdzi do jednego musial utrzymywac z sonea stosunki czysto formalne i relacje typu uczen nauczyciel. Bylo by tp duzo latwiejsze gdyby sie go bala jak na poczatku.. Kednak jakas czastka nie chciala aby kiedykolwiek sie to powtorzylo. Wiedzial ze jie bedzie latwo, zwlaszcza ze sonea nie nalezala to typu ludzi poslysznych.
Nie myslala ze akkarin mowil az tak powaznie. przez pierwszy tydzien oraktycznie ze soba nie rozmawiali. Mimo ze jedli ze soba obiadborzebiegal w calkowitej ciszybprzerywanej odglosami brzeszczacycg sztuccow. Juz nawet nie pytal jej jak minal dzien i czego sie dzis nauczyla. Moze i kiedys cieszyla by sie z tej ciszy lecz teraz byla dla niej wrecz ogkuszajaca. czesto miala wrazenie ze czatne oczy obserwuja ja uwaznie lecz gdy podnosila wzork czarny mag skupiony byl zazwyczaj na winie. Zostawaly jeszczenich wspolne lekcje lecz nie tak je sobie wyobrazala. Siedzieli w. I jedyme co robila to czytanienksiag. Bie myslala ze tak bedzie wygladac jej nauka.. Przez kilkangodzin siedziala nad opaslymi i nudny,i tomiszczami opisujacymi sztuki wojenne a akkarin siedzial w drugim kacoe pokoju i przegladam nie znan jej ksiege. Zankazdym razrm gdy spoglafala w jego strone natrafiala na przeszywajacy nja wzrok sugerujacy tylko jedno. Wracaj do nauki.
Najbardziej denerwowalo ja ta ze im mniejszy mieli lontakt tym barziej o nim myslala. Roznorakie mysli z jednym tylk tematemnie pozwalalu jej sie skupic. Nie pomoglo rowniez to ze po tygodniu z ksiazkowej nauki akkarin postamowil przejsc do jako takej teori. Cwiczyli rozne pozy bojowe i rozne kombinacje. Gdy pokaawyal jej jakas sztuczke badz startegie dotykajac jej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz